Z G. układa mi się dość pomyślnie. Nie widujemy się już codziennie, żeby nie niepokoić mojej rodziny, która zresztą tkwi w błędnym przeświadczeniu, że już się nie widujemy. Tylko mama wie, ale nic nie mówi, milczy z dezaprobatą.
Kocham go. I chociaż na wzajemność przyjdzie mi poczekać (żywi do mnie serdeczne i gorące uczucia, ale nie ubiera ich w słowa, które chciałabym usłyszeć), nie martwi mnie to ostatnio.
Byleby był czuły, byleby jego oczy patrzyły na mnie ciepło, a dłoń szukała mojej dłoni...
Kochamy się. Mam do niego zaufanie -w jednej z wcześniejszych notek pisałam na ten temat.
Jednak we wtorek idę do lekarza po pigułki.
Jak to brzmi... Zupełnie siebie nie poznaję...
Dodaj komentarz